środa, 12 listopada 2014

Prezenty z DM :)

Witajcie :*

Właśnie dostałam paczkę od mojej kuzynki z Niemiec a w niej:


Niestety nie mam możliwości samodzielnego wyjazdu do drogerii jednak kuzynka mieszkająca w Niemczech zrealizowała moją listę zakupów i w ten oto sposób stałam się posiadaczką:

1. Balsamu pod prysznic Balea
2. Żeli pod prysznic Balea
3. Szamponów oczyszczających Balea
4. Toniku matującego do twarzy Balea
5. Żelu myjącego do twarzy Balea
6. Płynu do demakijażu oczy Balea
7. Chusteczek do demakijażu Balea

Jednym słowem. WIELKI TESTING CZAS ZACZĄĆ :)

sobota, 8 listopada 2014

Ulubieńcy października.

Witajcie :*

Dziś przychodzę do Was z moimi ulubieńcami tego miesiąca. Nie ma ich co prawda zbyt dużo jednak znalazłam kilka perełek o których chce Wam opowiedzieć.


1. Lirene stop rogowaceniu, krem maska do stóp. Mam dość problematyczne stopy które dość często się odparzają i ulegają nadmiernemu rogowaceniu. 30% mocznika w kremie zmiękcza naskórek i sprawia że stopki są gładkie. Nigdy nie miałam takich ładnych stóp używając tylko samego kremu w połączeniu z bawełnianymi skarpetkami na noc. Absolutny ulubieniec i odkrycie roku w pielęgnacji stóp. 

2. Golden Rose, cień do brwi. Produkt spisuje się bardzo dobrze, trzyma się cały dzień na brwiach, można stopniować nim wygląd brwi jaki chcemy uzyskać, szeroka gama kolorystyczna, świetna cena 9,90, eleganckie opakowanie.  Jednym słowem polecam :)

3. Ziaja Liście Manuka, Krem mikrozłuszczający z kwasem migdałowym na noc. Krem przyjemnie pachnie, odniosłam wrażenie, że zaskórniki się zmniejszyły i jest ich zdecydowanie mniej zauważyłam, że niespodzianki na twarzy są coraz rzadszą przypadłością. Krem jest dość delikatny i nie przesusza naszej skóry.

4. Essie, Fiji. Podchodziłam z rezerwą do tego lakieru ze względu na cenę jednak się skusiłam i przepadłam. Piękny rozbielony róż pasuje do każdego koloru skóry nadając jej eleganckiego wyglądu. Na wesele, studniówkę, na co dzień. Dla mnie przebija wszystkie inne lakiery i wszelakie zdobienia żelowe. Aby pokryć dokładnie płytkę potrzebujemy 2 warstwy a lakier wytrzymuje na paznokciach nawet 5 dni. 

5. Rival de loop, Hydro nawilżający krem pod oczy. Zaczynam wdrążać w swoją pielęgnacje kremy do oczu i ten będę oceniać jako pierwszy. Krem jest lekki nadaje się pod makijaż, nawilża skórę pod oczami jak i powiekę, niestety piecze w oczy jeśli zatrę się gdzieś przypadkiem i za to mały minusik bym mu dała. Cena, dostępność i skład w którym znajdziemy wiele olejów zachęcają do spróbowania i polecenia innym blogerką.

Jak wcześniej wspominałam niezbyt wiele ulubieńców mi się zebrało. Dajcie znać co w tym miesiącu zasłużyło na miano waszego ulubieńca. 

piątek, 31 października 2014

Październikowe nowości.

Witajcie :*

Dzisiaj przychodzę do Was z nowościami zakupionymi w październiku. Czekałam do ostatniego momentu z tym postem ponieważ nigdy nie wiadomo co kobiecie w ręce wpadnie. Ostatnio preferuje minimalizm i nie kupuje wszystkiego na wyrost jednak produkty które pokazuje były mi potrzebne gdyż ich poprzednicy zostali zużyci do dna.




1. Kallos, Maska czekoladowa. Znudziła mi się Latte z tej samej firmy to zakupiłam tą.
2. Biochemia urody, Olejek myjący pomarańczowy.
3. Bioliq, Serum rewitalizujące
4. Iwostin Purritin, Krem przywracający nawilżenie
5. Savon Noir
6. Blend a med pasta
7. Rękawica Kessa

Produkty poszły w ruch także mam nadzieję, że uda mi się naskrobać trochę opinii w listopadzie o tych kosmetykach i o wielu innych :)

czwartek, 2 października 2014

Ulubieńcy września.

Witajcie. Po półrocznej przerwie hihi wracam do Was z ulubieńcami września. Zbyt wielu ich nie ma lecz ostatnio zużywam wszystko co mam w domu i nie kupuje nadprogramowo kosmetyków na zapas.




1. St. Ives morelowy peeling przeciwtrądzikowy. Produkt zakupiony w Anglii. Od dwóch lat nieustannie używam peelingu gruboziarnistego z Ziaji Pro jednak będąc w Londynie postanowiłam popatrzeć za czymś innym, kobieta jak to kobieta, butelka się nudzi, zapach się nudzi i chce zmian. :) Z peelingu jestem bardzo zadowolona jest gruboziarnisty dobrze ściera co dla mnie jest ogromnym plusem, zostawia skórę delikatną z wyczuwalnym filmem (nie tłustą!) pięknie pachnie morelami. Opakowanie jest praktyczne nic z niego nie wypływa nic się z nim nie dzieję. Polecam fanką mocnych ździeraków. Nie jestem pewna ale chyba jest to odpowiednik polskiego morelowego peelingu z firmy Soraya.

2. Braun Oral B elektryczna szczoteczka Vitality. Zakupiłam ją całkiem niedawno na rossmanowskiej promocji za ok. 60 zł i szczoteczka to strzał w 10!. Zawsze myłam zęby szczoteczką manualną i płukałam płynami dentystycznymi uważając, że mam zadbane, umyte, czyste zęby. To jak ta szczoteczka czyści przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Zęby aż skrzypią od czystości.  Zaletą jest też zaprogramowany czas mycia zębów na 2 minuty, klepsydra odmierzająca czas z piaskiem w łazience poszła do śmietnika. Mam ją miesiąc a do ładowania podłączałam tylko raz. Inwestycja na lata, nigdy więcej manualnej szczoteczki!. :)

3. CK one shock. Teoretycznie jest to ulubieniec wakacji gdyż był najczęściej używanym zapachem. Słodki delikatny i dziewczęcy zapach jest długotrwały i mega wydajny. Nie jest to typowa dusząca słodycz. Posiadam tester i w przyszłości zdecydowanie też zainwestuje w kolejne.

4. The body shop malinowe masło do ciała. Do masełek z tej firmy mam słabość. A w te lato miałam słabość do zapachu malin i wszystkie produkty jakie miałam do wyboru i były malinowe brałam od razu. Masło jest znakomite. Doskonale nawilża i pielęgnuje moją skórę. Stosuje po depilacji, na noc po kąpieli smaruje nim dłonie. Nie będę się za dużo rozpisywać recenzja innego zapachu jest tu. http://backtoblackinmyworld.blogspot.com/2014/02/truskawkowe-szalenstwo-z-body-shop.html

5. Soap & Glory Scrub'em and Leave'em peeling do ciała. Produkt także przyjechał z za granicy jednak w miniaturowej wersji czego żałuję. Peeling miał ostre drobinki dobrze złuszczał naskórek na ciele. Zapach był obłędny, słodki, cukierkowy jak wszystkie produkty z tej firmy.Jednak po peelingu trzeba było nawilżyć ciało balsamem. Przed zakupem pełnej wersji powstrzymywała mnie cena ok 50 zł za opakowanie. Może kiedyś się zdecyduje na niego.

To wszystko na dziś mam nadzieję, że będziecie miały możliwość przetestowania tych produktów w przyszłości. 

A co było Waszym ulubieńcem w tym miesiącu?

czwartek, 13 marca 2014

Marcowe nowości.

Skromne, ale jak cieszące moje oko :)


MUA Undress me too
MUA Pretty Pastels


Ps. Po samych swatchach chcę więcej! :)

środa, 12 marca 2014

Zwróć uwagę na Isane.

a konkretnie na serię z mocznikiem. 

Witajcie kochane :)

Dzisiaj chciałabym Wam przybliżyć trzy produkty z firmy Isana na każdą kieszeń :).


Produkty tej firmy stosuje dość długo i ze szczerego serca mogę bardzo dużo ich polecić. Zanim sięgam po kosmetyki z wyższej półki często poszukuje czegoś równie skutecznego a tańszego bo uważam że tanie nie znaczy złe. Nie kieruje się też wyglądem opakowań bo one potrafią okrutnie zmylić człowieka. Tak jest i w tym przypadku. 

Zacznijmy od żelu pod prysznic.




Jak wspominałam w ulubieńcach lutego produkt bardzo dobrze nawilża. Po użyciu tego żelu nie muszę stosować balsamu do ciała co było dla mnie dosyć dużym zaskoczeniem gdyż rzadko jest to możliwe. Zapach delikatny, konsystencja dość gęsta, sam żel dobrze się pieni. Skład jest dość przyjazny brak parabenów i innych szkodliwych substancji to kolejna jego zaleta. Wszędobylski SLS to jedyny jego minus. Dostępność w każdym Rossmannie i jego cena ok. 5 zł jest przywoita. Bardzo chętnie wrócę do tego produktu.


Po żelu czas na krem.



Zużyłam już trzy tubki  i zawsze do niego powracam z sentymentu i faktycznego działania. Krem radzi sobie z przesuszonymi dłońmi. Nawilża, regeneruje nasze łapki, odżywia i przeciwdziała przesuszaniu. Idealny na zimę, zostawia delikatny film na skórze co może niektórych drażnić. Zapach typowy dla kosmetyków z mocznikiem. Stosowany na noc z rękawiczkami działa cuda. Tutaj naszej Isance wkradły się brzydkie parabeny bez których produkt byłby lepszy. :) Krem jest gęsty dzięki czemu jest wydajny, z opakowaniem nigdy mi się nic nie stało najgorsze jest wydobycie resztek produktu, rozcinanie i inne tego typ zabawy. Jednak podsumowując za taką cenę działanie jest znakomite. 


A na koniec balsam do ciała




Jest to produkt o którym także wspominałam w ulubieńcach lutego. Jak już wcześniej pisałam nie mam suchej skóry więc nie mogę stwierdzić czy poradzi sobie z przypadkami ekstremalnymi. Balsam jest tak uniwersalny, że stosuję go od pięt do całego ciała. Wygładza i nawilża nasze zalatane stópki, po goleniu łagodzi podrażnienia, na całe ciało działa silnie nawilżająco i pozostawia naszą skórę miekką. W połączeniu z dobrym peelingiem efekty są świetne. Balsam ma gęstą, tępą konsystencje, trochę trzeba się napracować aby go wmasować w ciało, utrzymuje się na dość długo dlatego polecam użycie jego na noc i na zimę, na lato może być za ciężki. Systematyczność z tym balsamem zapewnia nam wdzięczność naszej skóry i jej zdrowy wygląd.

To wszystko na dziś mam nadzieję, że zainteresowałam Was którymś produktem. 
Używacie kosmetyków Isany? Coś polecacie?

czwartek, 6 marca 2014

O płynie do higieny intymnej słów kilka.

Witajcie kochane :)

Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić produkt z którym zdradziłam Lactacyd dożywotnio!.
Mowa o  płynie do higieny intymnej Facelle.


Co mówi producent?  

Wyjątkowo delikatny płyn do higieny intymnej.
Nie zawiera mydła. Opracowany specjalnie do codziennego mycia i pielęgnacji strefy intymnej, optymalnie dopasowany do jej pH.
Płyn nadaje się również do delikatnego mycia całego ciała.

Zoom na skład


Co myślę o tym produkcie?
Delikatne substancje myjące z wieloma ekstraktami to coś co każda z nas powinna poszukiwać do higieny intymnej. Dobry skład, cena śmieszna bo około 4 zł w  każdym Rossmannie pozwala i zachęca do kupna. Występują 3 wersje jednak nie różnią się zupełnie niczym jeśli chodzi o działanie czy składniki aktywne. Żel nie podrażnia, ma neutralne pH. Nic po nim nie szczypie i nie piecze. Kolejnym jego plusem jest także uniwersalność. Mój partner myje nim całe ciało czasem i włosy, a ja szoruje pędzle. Zapach jest delikatny, jednak wyczuwalny. Lubię produkty tanie i wszechstronne nie jestem tego zdania, żeby kupować coś drogiego bo tanie jest złe. Polecam, polecam, polecam.



wtorek, 4 marca 2014

Ulubieńcy lutego.

Witajcie kochane :)

Luty zleciał tak szybko, że nawet się nie obejrzałam i mamy marzec. :)
Jak co miesiąc czas na ulubieńców których w tym miesiącu wyjątkowo trochę mi się nazbierało. 



Zacznijmy od produktów łazienkowych. :)



1. Bebeauty Spa sól do kąpieli. Jestem fanką tych soli. Lubię wrzucić dwie nakrętki do wanny i relaksować się. Lotos pachnie obłędnie, trawa cytrynowa bardzo żeśko przypomina mi ciasto które piecze moja mama cytrynowiec. Szkoda, że nie pachną intensywnie w wannie. Mają w sobie olejek gdyż pozostawiają delikatny prawie niewyczuwalny film na skórze. Za taką cenę 4 zł to grzech nie spróbować.

2. Isana Med, żel pod prysznic z 5% mocznikiem. Isane zawsze lubiłam i jestem zdania, że trzeba przyjrzeć się jej produktom. Nie mam problemu z przesuszoną skórą jednak bardzo dobrze nawilża, nie miałam nigdy tak dobrze nawilżającego żelu dlatego ratuje się olejkami. Kupiłam w promocji za zawrotne 5 zł? Buteleczka może mało elegancka ale w tym produkcie nie o to chodzi.

3. Isana Hair Professional,  Szampon do włosów łamliwych i bez połysku. Kupione przypadkowo ale uważam, że warte uwagi. Szampon ma w sobie olejek arganowy, glicerynę, pantenol. Włosy są miłe w dotyku zauważyłam, że lepiej się rozczesują. Nabłyszcza włosy i wygładza. Mały minusik, obciąża włosy jednak wszystko z umiarem i problemów nie będzie.

Pielęgnacja twarzy.


1. Zrób sobie krem, Francuska glinka zielona. 
Najczęściej stosowana maska przeze mnie w lutym. Uwielbiam glinki są dla mnie najtańszym i zarazem najlepszym produktem do robienia maseczek. Glinka matuje, zwęża pory, redukuje tzw niespodzianki na twarzy. Czysta skóra, produkt naturalny, cena śmieszna. Nie mam nic więcej w tej kwestii do dodania.

2. Gal, Dermogal wit. A+E. Zestaw produktów który pokazałam do twarzy tworzą u mnie jedną maseczkę. Witaminka nie zapycha skóry, nie podrażnia, stosuje solo nakładając na twarz i dekolt albo w maseczce. Po nocy z kapsułką skóra jest wypoczęta i nawilżona. Jedyne co mi przeszkadza to zapach, przypomina mi mokrego psa który wrócił z podwórka :) Dlatego w tym miesiącu dodawałam do maseczki żeby spotęgować jej działanie.

3. Gliceryna. Stosuje zamiast wody do maseczek glinkowych. Moja skóra dobrze reaguje na glicerynę lubi ją dlatego często i chętnie stosuje. 

I na koniec mieszanka 



1. Isana Med, Mleczko do ciała do wyjątkowo suchej i napiętej skóry 10% urea. Uwielbiam to mleczko za to co robi ze skórą. Mleczko świetnie nawilża, zostawia film na skórze, mocznik jest na 2 miejscu w składzie. Produkt tani, łatwo dostępny a spokojnie może konkurować z produktami aptecznymi. Cudowny po depilacji, na podrażnienia. Mistrz wszechstronności.

2. Synergen, antybakteryjny puder w kompakcie. W przypadku pudru to wielki powrót po latach. Tani dobry do poprawiania makijażu w ciągu dnia. Dobrze matuje, nie przesusza, dobrze dobrany i nałożony nie tworzy efektu maski. Nie narzekam na opakowanie, mi nigdy nic się z nim nie stało. Do torebki idealny.

3. Suddenly, Madame Glamour. Czyli dupe wszystkim znanego Coco Mademoiselle. Zapach długotrwały, wręcz identyczny jak oryginał, ulubiony zapach mojego partnera który nie jest w stanie rozpoznać czy pachnę oryginałem czy nim. Jedyny minus to dostępność bo tylko w Lidlu w dodatku jest tak rozsławiony, że nieraz i tam go nie spotkamy. Dla mnie to takie Coco Mademoiselle na każdą kieszeń. 

W tym miesiącu wyjątkowo dużo produktów ale o perełkach trzeba mówić. :) Zwróciłam uwagę, że odkąd czytam blogi i ogarniam yt a także analizuje składy buble w mojej kosmetyczce się pojawiają bardzo rzadko co mnie bardzo cieszy. Oby każda z nas trafiała zawsze na dobre kosmetyki. :)

poniedziałek, 24 lutego 2014

Nowości w mojej kosmetyczce :)

Witajcie kochane :)


Jako, że kosmetyków mam dosyć dużo i zarządziłam szlaban na ich kupno uzupełniam tylko podstawowe braki i ubytki. 











Wykończyłam cały podkład Wake me up Rimmela no co tak czekałam i postanowiłam wrócić do mojego guru podkładowego jakim jest Revlon Colorstay. Zainwestowałam w pędzle, gdyż mój Hakuro H51 uległ całkowitej destrukcji jakieś 4 miesiące temu a 1,5 roczny Beauty blender powoli nie wytrzymuje brzemienia jakie na nim spoczywa.
Postanowiłam podszkolić mój makijaż używając bronzera. Wybrałam W7 Honolulu który kosztuje 13 zł zanim rzucę się na głęboką wodę. Tani, recenzje ma bardzo dobre, nie szkoda się na nim uczyć a pędzel H13 współgra z nim idealnie. Cóż, czego chcieć więcej. :)


Wszystko możecie dostać tutaj: http://www.ladymakeup.pl/sklep/

A na koniec mała niekosmetyczna nowość, która otula mój pokój. Yankee Candle Fluffy Towels.


Pierwsza moja świeczka tego typu, zawsze kupowałam woski, mam już swoje pewne spostrzeżenia i przemyślenia ale o tym kiedy indziej. :)

sobota, 15 lutego 2014

Truskawkowe szaleństwo z The Body Shop

Witajcie kochane :)

Jak nie pisałam kompletnie nic tak ostatnio dorwałam się w wolnym czasie do laptopa i piszę wam codziennie jakieś recenzję. Cieszę się, że tak jest i oby tak było już zawsze że wpis minimum 2 razy w tygodniu jakiś będzie. 

Dzisiaj chcę Wam powiedzieć o moim masełku. :)


Skład:


Konsystencja masełkowa za co uwielbiam ten produkt.



Jeśli chodzi o mnie to kosmetyki w postaci masełka są mało wydajne. Jednak ta konsystencja jest tak cudowna, że lubię ją w produktach. Masełko przywędrowało do mnie z Anglii gdyż nie mam blisko do TBS czego bardzo żałuje ale niestety tak w życiu jest :)
Czytając opinie o tym masełku o wszystkich ochach i achach miałam dość sceptyczne podejście jednak gdy zaczęłam go używać wiedziałam o co to całe zamieszanie.

Masełko ma przeciętny skład, pięknie pachnie truskawkami, nie jest to sztuczny, chemiczny zapach. Jeśli chodzi o nawilżanie sprawdza się bardzo dobrze,faktycznie nawilża a ciało jest miękkie gładkie i delikatne. Zapach wyczuwalny na skórze po całej nocy więc stwierdzam, że utrzymuje się długo. Nie mam przesuszonej nadmiernie skóry więc nie borykam się z takim problemem i produkt do moich potrzeb sprawdza się znakomicie jednak nie bagatelizujmy jego możliwości. Masło nie zapycha skóry i mnie przynajmniej nie uczuliło. Plusem jest opakowanie z którego wybierzemy wszystko do końca i nawet pół grama się nie zmarnuje. Pudełeczko wytrzymałe lądowało na podłodze kilka razy jednak nic z nim się nie stało.

Jedyny minus jaki mogę mu zarzucić to cena. 69 zł w cenie standardowej to zdecydowanie za dużo. Niestety nie wrócę do tego produktu ponieważ mam zamiar poszukać coś w trochę mniej odstraszającej cenie. 

wtorek, 11 lutego 2014

Tania rodzima Gloria :)

Witajcie kochane :)

Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić dobry i bardzo tani produkt do włosów jakim jest Maska do włosów zniszczonych, suchych, farbowanych firmy Gloria.


SKŁAD:


Produkt przyznam szczerze dość niepozorny, opakowanie trochę nieeleganckie ale przeciez nie o to w tym chodzi. 

Ale zacznę od początku. :)

Dostępność? Hmm ciężka. Allegro, drogerie internetowe, Auchan. Koszt takiej maski to ok 5 zł. Na opakowaniu producent mówi, aby trzymać ją do 8 minut, jednak ja stosuje ją albo jako maskę którą trzymam pod turbanem 30-60 min albo jako tzw. trzyminutówkę. Z obu efektów jestem bardzo zadowolona.

Jak wcześniej wspominałam mam bardzo długie włosy przetłuszczające się przy nasadzie i lubiące się plątać.

Maseczka bardzo fajnie wygładza włosy, są sypkie, śliskie, miłe w dotyku aż do następnego mycia. Problem z rozczesywaniem i puszeniem się nie istnieje przy użyciu Glorii. Plusem maski jest też to, że nie obciąża włosów i nie przetłuszcza ich a zrobienie nią sobie krzywdy jest wręcz niemożliwe. Spłukuje się przyjemnie bez żadnego problemu, zapach ma przyjemny lecz nie jest to wymarzona kompozycja zapachowa. Brak parabenów i SLS oraz krótki skład wpływa na pozytywną opinie. Konsystencje ma dosyć luźną, więc może być trochę niewydajna ale ponowne kupno to groszowe sprawy. Rozmawiając z innymi blogerkami dowiedziałam się też, że jest fantastyczną bazą do dodawania różnych składników jednak nie próbowałam tego i się nie wypowiem na ten temat.

Czy kupię ponownie? TAK. 

poniedziałek, 10 lutego 2014

Buble, buble, buble :(

Witajcie kochani :)

Dziś post mało przyjemny ale chcę Wam przedstawić buble jakie udało mi się zebrać. Zazwyczaj sugeruje się recenzjami, czytam blogi kosmetyczne jednak nie wszystko co odpowiada komuś odpowiada i mi.


1. Farmona, Serum do zniszczonych włosów Radical. Serum nie robi kompletnie nic. Nie zauważyłam poprawy kondycji moich włosów ani nawet ich nie wygładził. Nie wierzę w scalenie końcówek także nie zarzucę żadnej masce czy odżywce, że tego nie zrobiła bo nie ma na to najmniejszych szans.

2. Ziaja Pro, Maska zwężająca pory. Po cudeńku z serii pro jakim jest peeling gruboziarnisty skusiłam się na maseczkę. Po maseczce twarz moja przypomina buraka. Jest cała czerwona, policzki wręcz są gorące. Myśląc, że ze mną jest coś nie tak nałożyłam mojemu partnerowi na nos i zmywał ją po minucie bo piekło tak, że wytrzymać nie mógł. Zawiodłam się trochę a pojemność jest tak ogromna, że nie wiem na co i jak to zużyje.

3. Ziaja, Odżywka intensywna świeżość do włosów tłustych. Bardzo bym chciała znaleźć produkt który zniweluje przetłuszczanie się u nasady głowy. Odżywka nie pomaga a wręcz przyspiesza przetłuszczanie, plącze włosy i doprowadzenie ich do porządku to koszmar. Na szczęście alternatywnie gole nią sobie nogi aby ją zużyć ale i do tego sprawdza się kiepsko.

4. Bioderma sebium, żel myjący. Po odkryciu fenomenalnego płynu micelarnego z Biodermy robiąc zakupy w aptece kupiłam ten żel i mam ogromne szczęście, że wybrałam mini wersje a nie standardową. Żel jak żaden inny wysuszył mi buzie, po jego użyciu muszę nałożyć krem bo mam wrażenie, że twarz mi pęknie. Nie zniwelował zaskórników, nie zmniejszył wydzielania sebum. Na szczęście już się kończy i wracam do swojego ulubieńca.

5. Got2be puder unoszący włosy u nasady. Posiadam włosy do pupy i są przyklapnięte pod wpływem ciężkości. Nakładając puder włosy sprawiają uczucie poklejonych, matowieją okropnie, są ciężkie, sztywne, tępe. Moje włosy unosi delikatnie jednak cały dzień nie wytrzymają z tym pudrem a nie wyobrażam sobie go dołożyć w ciągu dnia bo wiązałoby się to ze ścięciem na łyso.

6. Wibo, Brązowy żel stylizujący brwi. Zacznę od tego, że jest brązowo- złoty... Nie ujarzmia moich włosków przez cały dzień, odznacza się od brwi, ma niewygodną grubą szczoteczkę, nietrwały.

7. Carmex. Produkt kultowy mający tyle zwolenników co przeciwników. Ja należę do tych drugich. Pierwsze co mi się w nich nie podoba to uczucie chłodu na ustach, zimą smarując się nim na zewnątrz czuje antarktyde na ustach. Nie ratuje moich przesuszonych ust ani nie zapobiega ich pogorszeniu. Używam na noc ale równie dobrze jakbym nic nie używała to różnicy bym nie zauważyła.

To już koniec bubli i mam nadzieję, że coraz mniej ich będzie się pojawiać w naszych kosmetyczkach. 


niedziela, 9 lutego 2014

Batiste batistowi nierówny.

Witajcie kochane :)

Dzisiaj chciałabym chwile pogadać na temat suchych szamponów. Dla mnie są absolutnym odkryciem poprzedniego roku dzięki YT i blogerką. Jednak dopiero w tym roku odnalazłam ideał, którego już nigdy nie zmienię.


Jak widać aktualnie posiadam dwa. Różnią się tym, że jeden jest do ciemnych włosów a drugi do normalnych. Mieszkając w małej wiosce miałam problem z dostaniem tych szamponów gdziekolwiek, ratowało mnie allegro ale ceny był dosyć wygórowane, drugą opcją zaś i najczęściej przeze mnie używaną była moja ciocia w Irlandii która co przylot zaopatrywała mnie w dwie, trzy sztuki szamponów. W pewnym momencie w Polsce był bum na Isane, zaraz później Syoss wypuścił linię suchych szamponów jednak nic nie mogło dorównać tym. Ciocia przywoziła różne rodzaje tych szamponów począwszy od tropikalnego kończąc na naturalnym. Zawsze liczyłam, że przywiezie do włosów ciemnych gdyż prosiłam o niego jednak jego dostępność była żadna.

Samemu szamponowi nie mogę nic zarzucić. Moje włosy dość szybko przetłuszczają się u nasady i musiałam je myć co drugi dzień. Mając w domu Batiste zyskałam jeden dodatkowy dzień bez mycia a włosy spryskane nim był świeże przez cały dzień i delikatnie uniesione od nasady. Jedyne zastrzeżenie jakie miałam to to, że mając ufarbowane włosy na czarno po spryskaniu były jaśniejsze i matowe, było widać, że taki szampon był stosowany. Nie chodzi tu o wyczesywanie produktu bo z tym nie ma żadnego problemu, jednak produkt osadzał się delikatnie. Stosowałam ten szampon przez rok i nie wysuszył mi skalpu i w żaden inny sposób mi nie zaszkodził także jestem w stanie polecić go wszystkim posiadaczką jasnych włosów. 

Pewnego dnia będąc w markecie na zakupach zwróciłam uwagę, że na pasażach jest drogeria Hebe, od razu poszłam szukać tych szamponów gdyż w internecie już od dawna huczało, że szampony zawitały do Polski. Dorwałam do włosów ciemnych o którym tak marzyłam i odstawiłam natychmiast wszystkie poprzednie. Suchelec dla brunetek jest droższy o ok. 2 zł ( 18 zł, normalny ok 16 zł) jednak jest warty efektu.

Szampon robi dokładnie to samo co jego poprzednicy ale ten ma czarny areozol. Skończyły się problemy z białym nalotem na włosach i matowością. Dzięki temu, że nalot znikł mogę sobie pozwolić na używanie takiego szmaponu przez dwa dni pod rząd oczywiście jak potrzebuje posiedzieć w domu i poleniuchować nie wychodząc nigdzie do ludzi a chcę czuć się świeżo.

Szampony polecam oczywiście każdej z Was, która chcę przedłużyć świeżość swoich włosów bez konieczności mycia, jednak brunetką proponuje zaopatrzyć się w wersje dla włosów ciemnych. 

Jednym słowem.
KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM <3

czwartek, 6 lutego 2014

Trochę prywaty :)

Witajcie :)


Jestem i mnie nie ma, znowu się pojawiam i znikam. Ostatnio myślę ciągle nad wszystkim i dochodzę do wniosku, że nie jestem w ogóle zorganizowana! Nie mam wiecznie czasu, moim hobby lub pasją jest robienie wszystkiego dosłownie na ostatnią chwilę. Do egzaminów przysiadam dzień wcześniej, nigdzie mi się nie śpieszy, co mam zrobić teraz odkładam na potem. Chciałabym mieć czas poczytać dobrą książkę przed snem, mieć czas na bloga, ćwiczenia i wiele innych rzeczy ale po prostu nie da rady.! 

Analizując wszystko pewnie każda z Was mogłaby zapytać "To co ty robisz, że nie masz czasu?" Jedyną rzeczą jaką robię to chodzę na uczelnie i to pochłania trochę mojego czasu, dojazdy, powroty, same zajęcia. Ale po zajęciach? Wracam do domu, jem, sprzątnę, pooglądam yt, poczytam blogi. W sumie to nie robię nic. Zazdroszczę dziewczyną jak widzę, że czytają dobre książki, mają czas na kluby fitness, blogują, robią zdjęcia, filmiki. Chciałabym żeby doba była dłuższa. Albo, żeby w moim życiu stało się coś co pozwoliło by mi się zorganizować. W dodatku wiele czasu pochłania mój partner, który nie ma zielonego pojęcia nawet o tym, że sobie tutaj tak bloguje. Nie uważa tego stąd moje milczenie. Nie wiem czy uczelnia mnie tak męczy, że wracam do domu i jestem tak nieaktywna czy problem polega na czymś innym. 

PS. Jutro wrzucę recenzję gdyż jestem poza domem :) <3